W takie dni, jak ten lubię sięgać po kaszę - koniecznie gryczaną - nieco zgrzebną, prostą i niepozorną. Gdy byłam dzieckiem, babcia często ją gotowała. Pamiętam jak uprażoną zawijała w pierzyny - o tak, miało to swój niepowtarzalny urok, jakąś tajemną siłę, że tak głęboko zapadło w mojej pamięci. Pewnie dlatego to właśnie zwyczajna kasza potrafi tak otulić mnie od środka. Właśnie wtedy, gdy bywa smutno i posępnie.